Stanisław Wójcicki
Gdy ujrzysz Tego, który nie ma ciała, jak staje się człowiekiem z twego powodu, wówczas uczynisz wizerunek Jego. Gdy Niewidoczny, przybierając postać cielesną, stanie się postrzegalny, wówczas uczyń podobiznę Tego, który się ukaże. Gdy Ten, który będąc postacią współistotną Ojcu, ogołoci samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się w ten sposób ograniczony w ilości i jakości przez swoją postać cielesną, wówczas maluj i ukazuj wszystkim Tego, który zechciał się ukazać. Odmaluj wszystko słowami i kolorami, w księgach i na deskach.
św. Jan z Damaszku
Są takie miejsca na Ziemi, które rzeczywiście warto poznać w taki sposób, by dotknąć ich istoty. Miejsca zaszczepione Duchem modlitwy. Istnieją również takie obrazy. Gdyby zastosować wobec nich jedynie poznanie o charakterze empirycznym, bez Duchowego doświadczenia pozostaną one zapewne na zawsze nierozpoznane. Poznanie duchowe bowiem wprowadza w rzeczywistość niedostępną poznaniu empirycznemu. Doświadczenie to otwiera na tajemnicę. Tajemnicę Misterium, którego stajesz się uczestnikiem. Do takiego właśnie miejsca przyszło mi odbyć swoją podróż, kierowany obowiązkiem spotkania z Rektorem Bazyliki Volto Santo Ojcem Antonio Gentilim. Zasadniczym jej celem było podjęcie rozmów o konferencji naukowej Fissare / Wpatrz się, Metafizyczność obrazu. Obfitość przenikania, czyli o synestetycznej wartości dzieła. Manoppello 2025, której stałem się inicjatorem. Wraz z członkami zespołu badawczego Sztuka i Metafizyka, działającego przy Instytucie Malarstwa i Edukacji Artystycznej Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, postanowiliśmy dotknąć tej tajemnicy Wizerunku, poprzez spotkanie z jego opiekunami i badaczami.
Ukryty w kościele Braci Mniejszych Kapucynów od 1638 roku Welon przyciąga wzrok naukowców, badaczy, artystów stosunkowo od niedawna. W ostatnich latach przeprowadzono jednak wiele nowych badań, podjęto próby znalezienia analogii, co skutkowało wprowadzeniu w obieg naukowy wielu hipotez. Zostały wskazane nowe szczegóły dotyczące Wizerunku Boskiego Oblicza. Do Jego historii i znaczeń powraca od 40 lat trapistka, pustelnica siostra Blandina Paschalis Schlömer, niemiecki badacz i publicysta Paul Badde, historycy sztuki: prof. Andreas Resch z Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego, ojciec prof. Heinrich Pfeiffer z Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, dr Lorenzo Bianchi i prof. Antonio Bini.

Manoppello, w tle fasada kościoła p.w. Św. Mikołaja z Barii (XI w.) fot. S. Wójcicki
Miasteczko w Abruzji
Manoppello to małe miasteczko położone we włoskiej prowincji Abruzzo (Abruzji), 20 km od Chieti, na wzgórzu Taringini, na północnym stoku góry Maiella. Miasteczko, które w swojej historii kilkukrotnie doświadczało trzęsień ziemi. Ślady ich niszczycielskiego wpływu można obserwować do dziś, a z resztek murów i baszt okalających miasto można wyczytać ich dramatyczną historię. Między gęsto wplecionymi w tkankę miasteczka, wielokrotnie przebudowywanymi domami biegną typowe średniowieczne uliczki.

Część z nich prowadzi do kościoła św. Mikołaja z Bari, kościoła o surowej kamiennej fasadzie pochodzącego sprzed 1000 roku. Tu pierwotnie trafia ok. 1506 roku Chusta przyniesiona przez nieznanego wędrowca. Taki zapis poczynił Danato z Bomby w spisanej w XVII wieku relacji. O tym wydarzeniu przypomina kamienna ławeczka wskazywana jako miejsce spoczynku tego pielgrzyma vis-à-vis kościoła. Zanim Chusta trafia do klasztoru Braci Mniejszych usytuowanego u podnóża sąsiedniej góry, przebywała w Manoppello jako własność dwóch rodzin Lonelli i Petrucci przez blisko 130 lat.
Wydaje się, że ze wzgórza (800 m n.p.m.), które wznosi się za klasztorem Braci Kapucynów, można usłyszeć dawne echo chwały monasteru Vallebona, siedziby zakonu benedyktyńskiego z Pulsanao, świadectwa reformy Celestyna V z 1285 roku. Tam do dziś wybrzmiewa żywa pamięć i kult św. Serafina z Lupo, którego relikwię ramienia możemy oglądać w kaplicy bocznej sanktuarium Volto Santo. Naprzeciwko Bazyliki Boskiego Oblicza u Świętego Ducha w Maielli (5 km) znajduje się opactwo Świętej Maryi Arabony, w którym błogosławiony mnich eremita przyjmuje wysłanników z Perugii i odczytuje list oznajmiający, że został wyniesiony do godności papieskiej. Zdawać się może, iż zaakcentowanie postaci Piotra z Morrone, włoskiego eremity, założyciela odrębnej kongregacji w zakonie benedyktyńskim i wreszcie u schyłku życia papieża, sprawującego w 1294 r. swój krótki pontyfikat jako Celestyn V, jest epizodycznie nieistotne dla tej opowieści. Jednak warto przypomnieć, że w 2010 roku papież Benedykt XVI pielgrzymował do jego grobu i złożył na nim swój paliusz, podkreślając tym samym związek z jego posługą. Gest ten miał potwierdzić drogi jego własnego pontyfikatu, nikt nie podejrzewał wtedy, że ten przejaw pobożności ma drugie dno. Niedługo później ten sam papież z Bawarii idzie w ślady swojego poprzednika z Włoch, ustępując z urzędu jako drugi w historii następca św. Piotra. który podjął taką decyzję. Te dwa wydarzenia w cieniu wzgórz wokół Manoppello pięknie spina prywatna pielgrzymka Benedykta XVI w 2006 roku do Sanktuarium Volto Santo. Podczas niej padają jakże istotne słowa jego pontyfikatu: ,,Szukanie Oblicza Jezusa powinno być pragnieniem wszystkich chrześcijan…”

Wzgórza wokół Sanktuarium Volto Santo fot. S. Wójcicki
Szukanie Oblicza
Jak wszystkie sanktuaria, tak i Sanktuarium Bożego Oblicza jest miejscem nawróceń i pojednań z Bogiem. W mojej kilkudniowej wizycie doświadczyłem tej nieprawdopodobnej atmosfery miejsca. W trójnawowej barkowej bazylice dominuje prostota, surowa linia ścian pokrytych marmurową bielą, skontrastowana z drewnianym kasetonowym sufitem, przywodzącym na myśl bazyliki wczesnochrześcijańskie. W prezbiterium znajduje się konfesja przypominająca swoją formą zwieńczenia wież kościelnych, których kształty mijałem w miasteczkach w regionie, w drodze do Manoppello. Wznosi się ponad ołtarz, tworząc zamknięcie retabulum chórowego. W niej umieszczono na początku XIX wieku relikwiarz, dwustronne ostensorio, kilkukrotnie zmieniane, coraz bogatsze, ofiarowywane zazwyczaj jako wotum mieszkańców. Ostatnie pochodzi z 1949 roku. Srebrny relikwiarz od strony nawy góruje niczym latarnia, przed której światłem nie jest w stanie przejść obojętnie żaden pielgrzym. Na bezpośrednie spotkanie do intymnej adoracji zapraszają schody w obejściu ołtarza. Cisza, jaka panuje w tym miejscu, przenika dogłębnie. Ta cisza jest zespolona z wizerunkiem zapisanym na tym fragmencie chusty, przechowywanym tu z tak wielką troską przez Kapucynów. Ujmująca cisza jest wszędzie, zapisana w uliczkach i na wzgórzach ze śladami dawnych pustelni i w gajach oliwnych je porastających.

Ołtarz z konfesją Volto Santo fot. S. Wójcicki
Cisza tchnie też z twarzy Jezusa, który rysuje swój wizerunek pierwszym oddechem, pieczętując misterium męki w zespoleniu z uchwyconą chwilą triumfu nad śmiercią. To ta właśnie cisza tak synestetycznie otwierająca przed nami Jego Oblicze z harmonią delikatności spojrzenia, z białkami oczu, jak u noworodka, zawieszonej w sekundzie stającej zadziwieniem pierwszego haustu powietrza. ,,Patrząc na Oblicze, ma się wrażenie, że patrzy się na żywego Pana, którego twarz jakby pulsuje, pomiędzy delikatnymi niteczkami tkaniny, oddając Jego cierpienie, mękę i ból, ale jednocześnie słodkość, bo oczy ma pełne miłości i miłosierdzia, usta otwarte jakby chciał coś powiedzieć.” – pisze Eugenio di Giambernardino OFMCap. Welon jest bardzo delikatny, prawie jakby nieistniejący, umieszczony między dwoma szybkami o wymiarach 24 x 17,5 cm. Cicha i pokorna obecność Jezusa naprawdę przemawia. Lewy policzek spuchnięty. Nos złamany. W górnej części czoła widoczna jest kępka włosów. To charakterystyczny znak wszystkich wczesnych ikonowych przedstawień Jezusa. Element identyfikacji z pierwowzorem. Nad górną wargą widać delikatny zarost: wąsy i brodę przerzedzone, jak gdyby ktoś rwał ją kępami. Lekko skręcone włosy sięgają ramion. To właśnie na puklach włosów najpełniej uwidacznia się fotograficzność przedstawienia. Pukle na styku z tkaniną są wyraziste wyostrzone, gdy oddalają się w przestrzeni od przeźrocza tkaniny, wydają się rozmywać. W jednym centymetrze kwadratowym chusty welonu można wyliczyć 28 nitek osnowy – w tym samym wątku rozłożonych w równych odstępach. Obraz jest przezroczysty. Można przez niego patrzeć na przedmioty umieszczone za nim, co świadczy o jego delikatności. Jest utkany z pojedynczych nici bisioru, antycznej tkaniny osiągalnej tylko na królewskich dworach. Obecność, zarejestrowanego na nim wizerunku naprawdę przemawia, jakby zapisana na kliszy slajdu chwila, która trwa. Przypomina przeźrocze o dużej intensywności kolorów i ich zmienności. Ale daje coś więcej w doświadczeniu, jakąś nieuchwytną zmienność tychże kolorów i kształtów, które w niezrozumiały dla oka sposób, tę zmienność kształtów opisują. W zależności od oświetlenia.

Wizerunek Boskiego Oblicza fot. S. Wójcicki
Wizerunek od pierwszych wrażeń wzrokowych, prowadzi dalej w głąb tego, co nie jest dostrzegalne w pierwszym z nim kontakcie. Intuicyjnie użyłem słowa obecność, ale jest to proces poznawczy, zbliżony do próby kontaktu z bliskim, poprzez uwiecznienie go w fotografii, czy poprzez wspomnienie jego dotyku, analogiczny do pragnienia przebywania z Osobą żywą. Wiedzie od znaku, od prawie rysunkowego zapisu, jakby komiksowego, narracyjnego zatrzymania chwili, by szybko wymknąć się temu wrażeniu, by przenieść, sprowadzić odbiorcę do rzeczywistości, na którą otwiera, a którą się w nim ukrywa, którą oznacza.
Wprowadza w misterium, które nie jest możliwe do poznania jedynie na drodze odczytywania samych znaczeń, ponieważ jest procesem wtajemniczenia, a nie poznaniem rysów i kształtów, czy samej formy zapisu. Po chwili nie chcesz analizować, chcesz się zatapiać w Jego spojrzeniu. Wymyka się ono wszelkim próbom jakichkolwiek analiz. Pozostajesz sam na sam. W spotkaniu.
Skoro Wizerunek wprowadza w misterium, czym zatem jest samo Spotkanie?
Spotkania w dniu spotkania
W dniu, w którym stanąłem naprzeciw konfesji z wizerunkiem Boskiego Oblicza równocześnie doświadczyłem spotkania z osobami z Jego najbliższego otoczenia, z przyjaciółmi i opiekunami Volto Santo. Bez nich moja pielgrzymka nie mogłaby stać się realną. Za sprawą przełożonej domu Sióstr Służebnic Krwi Chrystusa siostry Moniki Gutowskiej SAS stałem tam fizycznie, o 7.30 rano na porannej Mszy świętej, którą sprawował gwardian zakonu Kapucynów ojciec Marian Michniak, z którym rozmawiałem już kilkukrotnie telefonicznie. Teraz nijak jego osoba fizyczna nie pasowała mi do głosu. Głosu, który w liturgii Mszy świętej czule nawoływał … correte e mangiatene tutti; questo è il mio corpo, che è dato per voi… Wydawało mi się to doświadczeniem obecności i bliskości, jakiej nigdy nie zaznałem. Nie w takiej pełni. W zespoleniu słowa, gestu i obrazu Oblicza, znajdującego się nad skroniami. I byłem tam w tym miejscu przed Wizerunkiem Jezusa. Krótką chwilę w zapatrzeniu. Jeszcze nie wiedząc, że kolejne dni przyniosą godziny wieczornej adoracji, tylko z Nim, w pustym zaryglowanym kościele, w przejmującym spotkaniu, zatrzymanym spojrzeniu, sam na sam, w ciszy z sercem walącym z ekscytacji.
Po Mszy świętej i ustaleniu harmonogramu spotkań z Ojcem Gwardianem Marianem Michniakiem i ojcem Rektorem Antoniem Giantinim, z ojcem Czesławem Gadaczem i prof. Antonio Binim, przemierzając nawę boczną, kierowaliśmy się ku wyjściu. Wtedy kątem oka dostrzegłem osobę zakonnicy w habicie ze szkaplerzem z jasnego konopnego płótna o grubym splocie, w sportowej puchowej kurtce i wygodnych sportowych butach z kijkami do nordic-walkingu.
Była to filigranowa, lecz zmęczona fizycznością lat, postać Blandiny Paschalis Schlömer, która delikatnie omiotła czułym i badawczym spojrzeniem siostrę Monikę i mnie. Kończyła z kimś rozmowę i po chwili była już zwrócona w naszą stronę. Wiele przed tym spotkaniem czytałem o badaniach Siostry. Samo spotkanie było teraz tak realnym. Po kilku słowach Siostra zaprosiła nas do siebie, do pustelni, nieopodal klasztoru. Miałem wiele szczęścia, ponieważ Siostra zaprosiła mnie do swojej pracowni, czego, jak się potem dowiedziałem, niezwykła była robić. Od lat w niej, w ciszy, pisze ikony. Dotknąłem tego pięknego warsztatu. Do pomieszczenia prowadziły żaluzjowe drzwi otwarte na taras z widokiem na sanktuarium. W środku wielki stół roboczy definiujący pomieszczenie. Na nim przybory, kolorowe sypkie pigmenty w słoiczkach, ceramiczny moździerz, pędzelki w glinianym garnku, próbniki kolorów i szkice ikonowych przedstawień. Kilka książek, jakby do użytku w tej chwili zostawionych, otwartych, zaznaczonych ołówkiem lub papierową zakładką, by nie zgubić myśli. Notatniki z zapiskami. Na ścianach reprodukcje Volto Santo, Całunu Turyńskiego i innych saudarionów oraz reprodukcje ikon i wczesnochrześcijańskich przedstawień Jezusa. Wydrukowane na folii, ponakładane na siebie jak kalki, szkice, szablony ikon, dwie zagruntowane deski ikon z podmalówkami przykryte warstwą kalek rysunkowych. Praca w procesie. Nie ośmieliłem się podglądać. Regały z książkami, a na nich zdjęcia z papieżem Benedyktem XVI i zdjęcie ojca Pfeiffera. Na komodzie ołtarzyk z ikoną Mandylionu autorstwa Siostry z nadpalonymi świeczkami i naprzemiennie poukładanymi przedmiotami codziennego użytku. Miejsce żywe – pomyślałem.
Od ikon wszystko się zaczęło – zaczyna swoją opowieść Siostra. Deska sklejkowa potrącona ręką gestykulującej siostry spada na podłogę z komody.
Podnoszę. – To jedna z pierwszych ikon mojego autorstwa, nic specjalnego – mówi – z 1978 roku, którą namalowałam na warsztatach ikonopisarskich na rok przed spotkaniem oblicza w Manopello. – To jest pierwsza którą namalowałam.
Jakby speszona jej nieudolnością.
– Takie pierwsze próby – Dodała ponownie, niezadowolona, że się przede mną ujawniła.
Od niej się wszystko zaczęło.
Proszę o możliwość sfotografowania. Siostra zgadza się, zastrzega jednak, bym nie publikował tego przedstawienia. Jest to Mandylion w typie Oblicza. Rok po namalowaniu tego przedstawienia odkrywa niezwykłe podobieństwo Chusty z Manoppello z zapisem z Całunu z Turynu. Kilka lat później postanawia zamieszkać w pustelni tuż przy Sanktuarium i badać to przedstawienie, jak i inne tkaniny pogrzebowe Jezusa.

Warsztat, wnętrze pracowni siostry Blandiny fot. S. Wójcicki
Zdaję sobie sprawę, że przebywam w miejscu głębokiej modlitwy i miejscu, w którym narodziła się koncepcja badań, gdzie spotykają się umysły siostry Blandiny, prof. Rescha i prof. Pfeiffera.
Ta najistotniejsza myśl, iż delikatna chusta z relikwiarza nieopodal to Weronika, ta sama która zniknęła z Rzymu podczas przebudowy bazyliki św. Piotra. Te dowody ich rozważań, znane z publikacji, piętrzą się poprzyklejane na ścianach pracowni. Dowody badań Weroniki prowadzące do welonu Edessy, do pierwszych Ikon acheiropoietos.
Dalej rozmowa przechodzi naturalnie w stronę projektu. Dostaję najnowsze, jeszcze nie promowane, wydanie książki z publikacją i podsumowaniem długoletnich badań Siostry. Wyjęte z pudełka, pachnące drukarnią. Jeszcze dedykacja. Siostra nie udziela się już naukowo, usunęła się w cień, by oddać się modlitwie i kontemplacji Oblicza. Za zgodą Siostry oddałem tę publikację z możliwością przedruku w naszej monografii, która powstaje równolegle obok projektu. Jestem szczęśliwy tą chwilą.
Spotkanie to było dla mnie jednym z najistotniejszych spotkań w życiu.

Ikona autorstwa siostry Blandiny z kościoła parafialnego w Manoppello fot. S. Wójcicki
Lamentacje wielkopostne
Już po powrocie z Manoppello w Bazylice ojców Cystersów w Mogile w Ewangelii z niedzieli Przemienienia przyszedł do mnie, w pochyleniu nad tekstem Ewangelii Ojca Cystersa fragment rozważań zaczerpniętych z Filokalii tekstów Ojców pustyni, o który poprosiłem po Mszy św.
W modlitwie jaśnieje Jego Oblicze,
jest emanacją światła Boga prawdziwego
Immanentnie zawartym w Nim blaskiem.
Który swoim żarem rani oczy moje,
Przenika przez Niego i wynika z Niego.
Uobecnia się bym mógł kontemplować
Wizerunek Jego w Chwale
Czym jest zatem samo spotkanie? Spotkanie! – Jak to wybrzmiewa w mojej głowie.
I dalej za św. Teresą z Avili z tej samej homilii:
Jeśli w cierpieniu z miłością
kryje się rozkosz tak błoga –
czym będzie móc Cię oglądać
I dalej (…)
Więc mnie nie szukaj poza sobą
By znaleźć Mnie, wystarczy bowiem
Wypowiedziane do mnie słowo,
A bez odwłoki stanę obok
Rekolekcje wielkopostne – pomyślałem. I to jakie. Schola parafialna intonuje pieśń kanonu:
Niech oblicze Twe, Panie mój
zajaśnieje nad sługą twym
Niech przenika mnie jego blask
Według tradycji, potwierdzonej przez najnowsze badania, mamy w Manoppello do czynienia z prawdziwym wizerunkiem Jezusa (Veronika czyli vera – prawdziwa, icon – ikona), z obliczem, które nie zostało namalowane ręką ludzką (acheropita).
POST COMMENT