Bernadeta Stano

Bill Viola towarzyszy mi od lat, wracam do jego video Przywitanie (The Greeting 1995), kiedy omawiam na wykładach ze sztuki nowożytnej malarstwo Jacopo Pontormo i jego mieniące się barwami – colori cangiantiNawiedzenie (1528). W 2007 roku w warszawskiej Zachęcie mogłam stanąć twarzą w twarz z tym obrazem i pamiętam, że trudno było mi stamtąd odejść. Po kilkunastu latach znowu doświadczyłam magii filmów Violi, tym razem w Toruniu na wystawie „Wizje czasu”. Był to moment szczególny, bo jego obrazy video, powstające od lat 70. XX wieku, w 2024 roku zostały osierocone – artysta nagle zmarł, w wieku 73 lat. Urzeczywistnił własne, snute przez dekady, refleksje o kondycji człowieka, przemijaniu i śmierci.

Jestem niezmiernie wdzięczna koleżance, że o mnie pamiętała, planując tę podróż „do Billa Violi”. Szczególnie cenię sobie te wyjazdy „za sztuką”, kiedy cel jest jasno określony, jakoś mi bliski i można od razu z kimś porozmawiać. Oprawa dziwnie opustoszałego wieczorami Torunia, upiętego wokół meandrującej Wisły, dopełniła uczty duchowej. Znowu wróciła ta potrzeba, by wpatrywać się w te obrazy, tak długo jak to tylko możliwe. Wracałam w te dwa miejsca wystawy, inne i inaczej reagujące na wymagającą sztukę video. Pierwsze z nich to nowoczesny, zaprojektowany przez wrocławskiego architekta Edwarda Lacha, oddany do użytku w 2007 roku, budynek Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu”. Dysponuje jedną z największych przestrzeni ekspozycyjnych w Polsce, dedykowaną sztuce współczesnej – ponad 4 tys. m2. Filmy video zawładnęły zarówno monumentalną przestrzenią przechodnią, jak i kameralnymi pomieszczeniami w typie white cube.

Budynek CSW „Znaki Czasu”

Współorganizator pokazu – Fundacja Tumult włada innym typem przestrzeni wystawienniczej – site specific. To poddawany obecnie rewitalizacji i modernizacji dawny arkadowy zbór ewangelicki na Rynku Staromiejskim, zaprojektowany przez świetnego niemieckiego architekta Karla Friedricha Schinkla.

Spotkanie z video Billa Violi zaczyna się od wejścia w mrok. Artysta dokładnie zaplanował, w jakich warunkach to spotkanie ma się odbywać. Zatem również te dwa budynki musiały zostać przygotowane, m. in. powstały specjalne boksy o grubych ścianach, zaizolowane akustyczną wełną mineralną. Nie zastanawiałam się nad tymi technikaliami, będąc w Toruniu, co może oznaczać, że było właśnie tak jak być powinno, by można się było skupić na wystawie. Nasz towarzysz obliczył, że na obejrzenie wszystkich filmów potrzeba wielu godzin. Nie należę do cierpliwych, kiedy zwiedzam wielkie międzynarodowe wystawy jak Biennale Sztuki Współczesnej w Wenecji, rzadko na filmach zatrzymuję się dłużej niż 2-3 minuty. Obrazy Billa Violi dają jednak szansę, by nad tą moją ułomnością zapanować. Są filmy, które trwają ponad dwie godziny, ale zastosowana technika ultra slow motion powoduje, że możemy wyjść i potem wrócić, a nawet wielokrotnie wracać, by zarejestrować zmiany.

Anima, kolorowy tryptyk wideo na trzech pionowych panelach LCD, 82 min, 2000

Artysta doskonale wiedział, po co to robi, nie bez przyczyny toruński pokaz oparto o kategorię czasu. Jeden taki przykład, tryptyk Anima (2000) – video na trzech pionowo zamontowanych panelach LCD. Całość trwa 82 minuty. Nawet przyglądając się ważnej dla mnie osobie, nie wytrwałabym tyle czasu. Na video patrzyłam kilka minut: chyba w obrazie coś się zmienia? Jednak moje oko nie było w stanie przy tym spowolnieniu filmu (jedna minuta pierwotnego nagrania to 81 minut projekcji) dostrzec żadnych zmian. Czułam niepokój, a może wstyd, że nic do mnie nie dociera, żaden sens. Waham się czy odejść, czy zostać dłużej: może jednak coś zobaczę? Właściwie, co chcę zobaczyć? Może to, co widzę jest już ostateczną podpowiedzią, by odczytać sens tych obrazów? Panele LCD wiszą na ścianie w ramach, niczym hiperrealistyczne portrety. Z barokowymi portretami holenderskimi nieraz miałam do czynienia, jak znałam przedstawione persony, nie były dla mnie zagadką. Te przede mną należały do dwóch obcych mi kobiet i mężczyzny, każda z osób wyrażała jakieś emocje. Ale ten pierwszy kontakt nie pozwolił ich odczytać. Odeszłam i wróciłam po jakimś czasie: oni jednak żyją – mają „życie” – to jedno z możliwych tłumaczeń tytułowego Anima. Dopiero trzecie podejście pozwoliło rozpoznać emocje: radość, smutek, gniew i strach. Każda z postaci je pokazywała, ale na swój własny sposób, intymnie, nie wobec mnie. Ja musiałam włożyć wysiłek i na wystawie, i potem, by zdobyć wiedzę np. o tym, że aktorzy dostali minutę, by kolejno wyrazić każde z czterech podanych odczuć. Ja widziałam tylko dziwny grymas twarzy. Gdzieś zatliła mi się myśl, że tak w pośpiechu, doświadczam ludzi na co dzień.

Mojej nieudolnej percepcji, szczególnie tych krótszych, kilkunastominutowych filmów, służył też prosty zabieg – zapętlenie obrazów video. Wchodzę, kiedy film trwa. Kiedy dobiega końca lub tylko się domyślam, że to finał, rodzi się we mnie potrzeba poznania początku, a czasem obejrzenia go jeszcze raz i jeszcze raz… Za każdym razem widzę i zapamiętuję coś innego.

Najdłużej trwałam w Toruniu przy Trzech kobietach (Three women, 2008) i przy Odwróconych narodzinach (Inverted Birth, 2014). Ostatnie seanse śledziłam z kartką i ołówkiem. Wokół filmów Violi narosło już dużo komentarzy i erudycyjnych analiz (nie omieszkałam obciążyć plecaka pięknie wydanym katalogiem), ale ja również potrzebowałam przełożyć sobie na słowa to, co widziałam. To były moje pierwsze spotkania z tymi dwoma obrazami video.

Three Women, kolorowe wideo w wysokiej rozdzielczości na płaskim ekranie, 9 min 6 s

Schodzę krętymi schodami do podziemi byłego zboru. W drugim z kolei zaciemnionym pomieszczeniu trwa projekcja (Three Women) na płaskim ekranie o wysokości człowieka (9 min. 6 s. – spokojnie wytrwam). Ale ta szarość? Wzrokiem szukam w obrazie czegoś, co jest ostre, czego mogę się uchwycić. Tam ktoś stoi. Powoli zaczynam dostrzegać trzy osoby, kobiety, odwrócone tyłem. Są bose, ich zgrabne ciała ciasno oblepiają sukienki. Podają sobie ręce. Wchodzą w coś jak krople deszczu na szybie, przechodzące w strumień. Zaczynam rozumieć skąd ten styl „mokrych szat”. Już wtedy w jednej z nich dostrzegam „matkę”, w dwóch pozostałych – „córki”. Ta pierwsza wysuwa się do przodu, przechodząc przez strumień staje się widzialna. Oznaką przemiany jest kolor, który wyróżnia ją z szarości. Ma piękną ciemnoniebieską suknię w złote wzory. Wyciąga rękę po starszą dziewczynę. Jej ręka, przebijając strumień, też staje się „prawdziwa”. Powtarza gest matki i wyciąga z szarości „siostrę”. Przez chwilę wszystkie są razem, na twarzy mają radość. Nagle starsza smutnieje, ostatnie spojrzenia w jasny barwny świat, woda pochłania kolejno „matkę”, potem „córki”, znikają w szarości. Idą we mgłę, w niebyt?, trzymając się za ręce… Za szybko to wszystko przeminęło. Jakie one piękne! Jakie spokojne! Chcę na nie patrzeć. Może tego właśnie doświadczał Orfeusz kuszony syrenim śpiewem.

I drugi video-art. Odwrócone narodziny. Ciemna, wsparta na słupach, nawa główna zboru ewangelickiego. W głębi, tam gdzie chrześcijanin spodziewa się ołtarza, z mroku wyłania się wielki półnagi młody mężczyzna. Jego dłonie unoszą się. Skupione światło ujawnia, że całe jego ciało oblepia maź. Błoto? Wzmaga się szum kropel. Deszcz? Ale gdzie? Spodziewam się go z góry, spodziewam się, że i na mnie spadną pierwsze krople. Szum wzmaga się od dołu, w ciągu kilku minut narasta, krople, mżawka, ulewa. Od dołu ku górze. Woda wzlatuje z impetem. Mężczyzna zasłania twarz, zaciska pięści. Powoli jego ręce unoszą się. Za którym razem dostrzegłam, że woda zmywa czerń i odsłania czerwień?

Inverted Birth, kolorowa projekcja wideo na ekranie, dźwięk stereo z subwooferem, 8 min 22 s, 2014

Wtedy zaczęłam myśleć o konsystencji nie błota, lecz farby. Przez moment bezimienny stał się w moich myślach alegorią artysty body-painting. Teraz nie ma czasu na historycznosztuczne spekulacje, huk wody, ciało walczy z jej oporem, jest już zupełnie czyste, woda błyszczy w oblewającym je błękicie. Mężczyzna zdaje się z trudem łapać powietrze. Otwiera dłonie i kieruje twarz ku górze. Modli się? Jezus Miłosierny? Strumień wody traci na sile, a ciało rozluźnia się. Rozkosz wodnej kąpieli? Poza i gesty powtórnie odsyłają skojarzenia w sferę sacrum. Jeszcze tylko pył kropli „wkapuje”, tam gdzie pada jego wzrok. Stoi mężczyzna w pustym wnętrzu, patrzy na wprost, spuszcza głowę. Skazany? Znika. To koniec? Ciemny kadr… różne gradacje czerni… jeszcze raz chcę dotrwać do końca, by doświadczyć tego finału i tego wyciszenia.

Three Women, kolorowe wideo w wysokiej rozdzielczości na płaskim ekranie, 9 min 6 s

Tak, teraz powinnam rozwinąć analizę ikonograficzną, ikonologiczną, włączyć w dyskurs teologię i filozofię, czepiać się kurczowo autorskich tytułów: Trzy Kobiety – jak trzy Gracje; Odwrócone narodziny – jak powtórne urodziny, narodziny Wenus. Konteksty bliższe i dalsze. Kilka stron naukowego dowodzenia sensów dzieła. Nie zrobię tego, pozostawię tylko kilka nieudolnych fotografii, Bill Viola prosi się o obecność na wystawie, na Takiej Wystawie, której się nie zapomni. Ufam, że każdy zrozumie te przykłady video-artu, bo ich przekaz jest uniwersalny, każdy chciałby przecież doświadczyć takiego silnego przeżycia jak bohater tego filmu, być tak prawdziwy jak piękne i spokojne kobiety, każdy myśli o swoim początki i końcu, o trwaniu w czasie, a o tym jest wystawa w Toruniu.

Wystawa Billa Violi „Wizje czasu” w Toruniu (CSW „Znaki Czasu” i Fundacja Tumult) potrwa do 31 grudnia 2025.

 

Fot. z archiwum Autorki

 

POST COMMENT

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *