Bernadeta Stano

Czcigodny Księże Biskupie, od 2016 jest Ksiądz Biskup przewodniczącym Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Konferencji Episkopatu Polski, ale także badaczem kultury chrześcijańskiej związanym z Wydziałem Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Jest Ksiądz członkiem Rady Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego oraz Zamku Królewskiego w Warszawie. Jak nikt inny w Polsce zna Ksiądz nasze środowiska artystyczne i instytucje kultury. Jak z tej perspektywy wygląda polski obieg sztuki czerpiącej z chrześcijańskiego dziedzictwa?

Michał Janocha

Mówimy o sztuce współczesnej? Pytam, bo oczywiście w szerszym kontekście ta sztuka dawna, która jest przedmiotem i badań, i wystawiennictwa w różnych muzeach państwowych i kościelnych, wciąż funkcjonuje i odsłania swoje nowe wymiary.

B. S.

Tak, rozmowa dotyczy głównie sztuki, która powstaje na naszych oczach, ale nie można jej dobrze zrozumieć i interpretować bez tego, co istnieje w kulturze od wieków.

M. J.

Jeżeli mówimy o sztuce współczesnej, sakralnej czy religijnej, to chciałbym na początku dokonać rozróżnienia, które się pojawia w dokumencie ostatniego Soboru, a mianowicie w Konstytucji o liturgii. Wyróżnia ona: sztukę religijną, sztukę sakralną i sztukę kościelną. To są 3 fenomeny nietożsame. Otóż, można by powiedzieć, odwołując się do teorii zbiorów, że istnieją takie 2 przecinające się okręgi i pierwszym z nich jest sztuka religijna, czyli sztuka wyrastająca z doświadczenia religijnego. Tu mówimy o chrześcijaństwie, a więc o sztuce bardzo szeroko rozumianej. Ten drugi krąg to jest sztuka kościelna, czyli sztuka, która jest wykonywana i przeznaczona do konkretnych obiektów sakralnych. Wreszcie wspólna część tych okręgów to jest sztuka sakralna, czyli sztuka wyrastająca z doświadczenia religijnego, a jednocześnie przeznaczona do kościoła, czyli podpadająca pod jakieś obiektywizujące kryteria inwestora: biskupa, proboszcza itd. Z tego wynika, że istnieje cały obszar sztuki religijnej, niesakralnej, to znaczy sztuki, która wyrasta z bardzo indywidualnych inspiracji religijnych, ale która nie jest, czy nie może być przeznaczona do kościoła. Wydaje mi się, że nasze czasy – mówiąc nasze, mam na myśli taki szeroki rozdział, który się zaczyna gdzieś z chwilą pojawienia się kierunków awangardowych końca XIX wieku, cechuje się rozszerzeniem pola sztuki religijnej, ale zawężeniem pola sztuki sakralnej. Artyści chętnie tworzą dzieła inspirowane ich doświadczeniem religijnym, ale nie są to dzieła, które mogłyby być przedmiotem modlitwy, a przecież w końcu o to chodzi w sztuce sakralnej. Sztuka sakralna musi spełniać pewne obiektywne kryteria, takie jak: zakorzenienie w tradycji, jakaś, przynajmniej minimalna akceptacja wspólnoty wierzących. Sztuka religijna, niesakralna wydaje się w tym kontekście zupełnie wolna. Te granice między nimi oczywiście nie są nieostre. W tym pytaniu Pani wymieniła kilka różnych funkcji instytucji i oczywiście z każdego punktu widzenia to trochę inaczej wygląda.

B. S.

Czy Ksiądz Biskup często uczestniczy w takich gremiach, które decydują czy dzieło sztuki trafi w mury kościoła, czy nie?

M. J.

Tak, takie gremia stricte kościelne znajdują się w każdej diecezji, to rady artystyczno-architektoniczne. Mogą mieć różne nazwy. W takiej radzie uczestniczą artyści – malarze, rzeźbiarze, architekci, badacze, historycy sztuki, no i przedstawiciele Kościoła hierarchicznego. Teoretycznie każda inwestycja w kościele, polichromia, obraz, aranżacja prezbiterium, musi przejść przez naszą Radę. Mówię teoretycznie, ponieważ wielu księży proboszczów wykazuje tutaj, mówiąc oględnie, dużą samodzielność. I tej rady się nie radzą, a my nie mamy narzędzi, żeby egzekwować nasze propozycje, czy nasze decyzje, albo żeby w przypadku jakiejś nieudanej realizacji, ją zatrzymać. W skrajnych przypadkach oczywiście to się zdarza, ale rzadko. Więc taka rada, jak sama nazwa wskazuje, ma charakter doradczy, bo decyzje podejmuje biskup ordynariusz. Ale w każdej diecezji ona istnieje i tutaj trzeba powiedzieć, że nasza Rada w Diecezji Warszawskiej, ale chyba i każda inna, funkcjonuje w pewnym napięciu pomiędzy aspiracjami artystów a oczekiwaniami i gustami wiernych. Tutaj są często duże rozbieżności, zwykle gusta wiernych są znacznie bardziej tradycyjne.
Często poziom wrażliwości estetycznej danej społeczności nie jest wysoki, natomiast ambitni artyści chcą tworzyć coś nowego i tutaj oczywiście też powstaje napięcie. No i czasem trzeba szukać kompromisów. W sztuce kompromisy nie są dobrą rzeczą. To jest jedynie jeden wymiar, o który Pani zapytała.

Wrócę jeszcze do Pani pierwszego pytania o znaczenia tych gremiów, do których należę i z którymi współpracuję. W większości one nie są gremiami decyzyjnymi, bo to są rady, ale mają duży wpływ na to, co będzie realizowane w danej instytucji kultury, więc to jest jeszcze taka druga ścieżka oddziaływania na promocję i prezentację sztuki współczesnej.

B. S.

Chciałabym teraz zapytać księdza biskupa o pracę na uczelni, na Wydziale Artes Liberales. Czy studenci, a szczególnie doktoranci, są zainteresowani badaniem sztuki religijnej i sakralnej XX i XXI wieku?

M. J.

Nasz Wydział Artes Liberales na Uniwersytecie Warszawskim jest bardzo specyficzny. Jest to Wydział, na którym studiuje bardzo mało studentów, a kadra jest bardzo duża i zróżnicowana. To Wydział interdyscyplinarny i stąd interdyscyplinarność ścieżek wykładowych, dydaktycznych, ale również zainteresowań studentów i doktorantów. Ja kieruję Pracownią Speculum Byzantinum, gdzie zajmujemy się przede wszystkim tradycją bizantyjską, szeroko pojętą, zahaczającą również o współczesność, bo ona przecież ciągle żyje. W tej dziedzinie powstają na moim seminarium doktoraty, ale w większości dotyczą one sztuki dawnej, natomiast z tej współczesnej wymieniłbym obroniony przed kilkoma laty doktorat pani Anny Siemieniec o Adamie Stalony-Dobrzańskim, bardzo ciekawym, nowoczesnym artyście, mocno zakorzenionym w tradycji bizantyńsko-ruskiej. To była praca poświęcona jego witrażom. Powstała nieprawdopodobna ilość tych jego realizacji. Mam nadzieję, że teraz dalszym ciągiem będzie habilitacja Pani Anny i opracowanie malarstwa monumentalnego tego artysty. Ponieważ jest to Wydział interdyscyplinarny, więc powstają też prace wykraczające poza sztuki plastyczne, np. ostatnio obroniono dwa bardzo ciekawe doktoraty dotyczące muzyki. Wtedy zawsze jest dwóch promotorów, bo ja się nie czuję specjalistą w dziedzinie muzyki. Jedna z nich dotyczy współczesnego praktykowania śpiewu na wsi na przykładach z obszaru Europy Środkowo-Wschodniej, z Polesia na Białorusi, autorstwa pani Marii Bikont. Bardzo interesującą pracę napisał też pan Łukasz Hajduczenia na temat muzycznej formy w liturgii prawosławnej, ale rozumianej szeroko, nie jako zamknięta formacja historyczna, tylko taka, które ciągle żyje. Uważam, że to również pole do ciekawych refleksji na temat współczesnych prób nawiązywania do tradycji bizantyjskiej. Teraz na Wydziale powstaje praca magisterska o Jerzym Nowosielskim.

W ogóle trzeba powiedzieć, że jest duża grupa studentów, których interesuje szeroko pojęta tematyka sakralna. Myśmy teraz z moim asystentem panem Witalim Michalczukiem organizowali taki cykl wykładów, który nazwaliśmy: Jak wygląda Bóg od Lascaux do czarnego kwadratu i muszę powiedzieć, że te zajęcia cieszyły się dużym powodzeniem, więc próbujemy kontynuować to w przyszłym roku w postaci takich kursów jak: Sztuka i teologia, Literatura i teologia, oczywiście z udziałem specjalistów z dziedziny literaturoznawstwa, czy wreszcie Filozofia i teologia. Myślę, że ten wątek religijny, szeroko pojęty, spotyka się z zainteresowaniem, przede wszystkim dzięki temu, że jest zakorzeniony w kulturze i wydaje się, że to co najbardziej pociąga ludzi, to nie sama teologia, rozumiana akademicko, ale teologia zawarta implicite w dziełach wielkiej sztuki: malarskiej, literackiej, muzycznej, teatralnej itd.

B. S.

Bardzo się cieszę, że ksiądz biskup o tym wspomniał, bo to wydaje się dla mnie osobiście inspirujące. Czasem jako pracownicy Instytutu Malarstwa i Edukacji Artystycznej mamy wpływ na to, żeby wprowadzać zmiany do programu studiów, animować nowe kursy dla studentów. I towarzyszą nam obawy, czy taka propozycja tematów okołoreligijnych w ogóle się sprawdzi, czy to zostanie zaakceptowane. Z drugiej strony chodząc ze studentami na zajęcia z historii sztuki, zaglądam do takich instytucji jak Krypta u Pijarów czy Muzeum Archidiecezjalne w Krakowie i dostrzegam zainteresowanie studentów właśnie tego rodzaju sztuką. Również w ich działaniach artystycznych dostrzegam występowanie takich tematów.

Ale wracając do zasadniczego tematu rozmowy chciałam zapytać o kontakty Księdza Biskupa ze współczesnymi twórcami. Naukowo zajmuje się Ksiądz badaniem średniowiecznej i nowożytnej sztuki chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu, ale wydając książkę pt. Ikony w Polsce. Od średniowiecza do współczesności musiał się Ksiądz Biskup mieć kontakt również z malarzami, którzy teraz piszą ikony. Jak ksiądz postrzega to środowisko?

M. J.

Bardzo mi zależało, żeby pisząc książkę o ikonie w Polsce nie zamykać tego tylko do zjawiska historycznego, ale pokazać, że malarstwo ikonowe wciąż żyje i inspiruje. I dlatego sięgnąłem do wybranych twórców. Oczywiście to wybór daleki od reprezentatywności, po prostu wybrałem tych, którzy są mi bliscy. Dlatego też w tym albumie znalazły się współczesne ikony np. Mateusza Środonia, Hanny Dąbrowskiej-Certy, świętej pamięci Brata Morisa Maurin i innych twórców. Chciałem, żeby to znane zjawisko zaistniało w rozmowie o ikonie, bo to nie jest zamknięty rozdział.

B. S.

A czy myśli Ksiądz, że jest miejsce dla takich ikon w kościołach? Czy raczej powinny one być eksponowane na wystawach?

M. J.

Ja właśnie wracam prawie prosto z Holandii, gdzie dość dużo chodziłem po kościołach, przede wszystkim protestanckich, bo tych jest większość. I co było dla mnie kolejnym zdumieniem, chociaż nie pierwszym, bo to już obserwowałem wcześniej w Szwajcarii, też w protestanckich kantonach, że mianowicie reformacja, a zwłaszcza kalwinizm, który wyrzekł się w ogóle przedstawiania Chrystusa i świętych – w gruncie rzeczy jest on ikonoklastyczny – nagle akceptuje ikony i w wielu kościołach mamy w jakiejś kaplicy taki kącik modlitwy przed ikoną, gdzie pali się świece, gdzie można się zatrzymać. Myślę, że jest to bardzo dużo mówiące zjawisko o potrzebie wizualizacji wiary. No a przecież chrześcijaństwo opiera się na tajemnicy wcielenia, na tym, że Bóg stał się człowiekiem, więc sztuka sakralna nie jest jakimś dodatkiem do naszej religii, ale jest w ogóle w jej centrum. Ona jest potwierdzeniem wiary w tajemnicę wcielenia.

Więc wracając do Pani pytania, dzisiaj ikona to jest bardzo modne zagadnienie. Jeśli gdzieś ogłosimy w kościele, że otwieramy warsztaty malarstwa ikonowego, natychmiast mamy chętnych. Z jednej strony to jest dobre, z drugiej strony jest troszkę niepokojące. Dobre, bo w ikonie można znaleźć jakąś jedność doświadczenia wiary i sztuki, a te rzeczy nam się rozdzieliły już dawno. I to wszystko się łączy z duchowością. Natomiast jest to też zjawisko niepokojące, bo obok poważnych i dobrych szkół ikonowych, istnieją inne. Mam przyjemność też współdziałać z taką szkołą. Właśnie, dosłownie wczoraj w nocy, przyjechałem z takich króciutkich rekolekcji dla Studium Chrześcijańskiego Wschodu, u Dominikanów na Służewie. Tam jest mnóstwo artystów i ludzi, którzy poświęcają się studiowaniu i malowaniu ikony. No więc oprócz takich szkół, gdzie się łączy solidny warsztat, wykłady na temat sztuki bizantyjskiej i modlitwę, mamy takie pseudoszkoły: „ikona w tydzień” albo „ikona w 3 dni”, trudno je traktować poważnie. Jeżeli taka szkoła nie ma aspiracji artystycznych, tylko mówi wprost, że chce dać jakiś impuls, to wszystko w porządku. Natomiast gorzej, kiedy absolwenci takich szkół uważają się nagle za wtajemniczonych. Więc to zjawisko ma bardzo wiele różnych poziomów. Ale można znaleźć dużo przykładów, również w Polsce, obecności malarstwa ikonowego, albo przynajmniej inspirowanego ikoną, zarówno w malarstwie monumentalnym, jak i w obrazach na płótnie czy tablicowych. Myślę, że tutaj Jerzy Nowosielski otworzył drzwi poprzez swoje genialne realizacje w Wesołej i na Azorach w Krakowie. Wymieniam kościoły katolickie, choć oczywiście malował też w cerkwiach. Więc takich interesujących inspiracji ikonowych w świątyniach współczesnych możemy znaleźć sporo. Powiedziałbym nawet, że coraz więcej, co oczywiście nie oznacza, że to jest panaceum na pewien kryzys wiary i Kościoła, jaki przeżywamy.

B. S.

Moje kolejne pytanie dotyczy szerszego kontekstu obecności artysty we współczesnym Kościele. Co artyści mogą dać Kościołowi? Jak definiuje Ksiądz Biskup ich misję we wspólnocie?

M. J.

Nikt tego głębiej i genialniej nie określił niż Jan Paweł II w Liście do artystów. To jest w moim przekonaniu jeden z najważniejszych dokumentów Kościoła w dziedzinie kultury, w XX wieku. Papież, który sam wyrasta z doświadczenia sztuki, przede wszystkim teatru, ale też literatury, poezji, pisze niejako „od środka”. On to doskonale rozumie. Pisze tam o misji. Pani zresztą też użyła słowa „misja”, tworzenie sztuki jest misją, posłaniem, powołaniem. Myślę, że odkrywanie i pomoc artystom w odkrywaniu ich powołania dla Kościoła i w Kościele jest bardzo ważną sprawą, za którą powinni być odpowiedzialni duchowni. No i tutaj trzeba się uderzyć w piersi, bo to bardzo różnie bywa. Myślę, że my jesteśmy gdzieś na początku drogi. Odpowiadam nie wprost, ale wydaje mi się, że to, co mógłbym powiedzieć, będzie powtarzaniem Jana Pawła II, ponieważ nie znalazłem głębszego tekstu ukazującego wielkość sztuki i rolę piękna w doświadczeniu wiary, a więc w Kościele.

B. S.

Czy uważa ksiądz, że któraś z dyscyplin sztuki jest bardziej użyteczna we współczesnych kościołach? Czy miejsce sztuki religijnej jest tylko w Muzeach i galeriach, które mają to w swojej misji, jak muzea diecezjalne czy archidiecezjalne? I to pytanie chciałabym odnieść do wystawy Między obrazami Beaty Stankiewicz, która gości obecnie w Muzeum Archidiecezjalnym w Warszawie. Czy zaakceptowałby ksiądz obrazy tej malarki w przestrzeni kościoła?

M. J.

Tutaj dotykamy Pani pierwszego pytania i mojej odpowiedzi dotyczącej tego rozróżnienia między sztuką sakralną i religijną. Każda sztuka sakralna jest religijna, ale nie każda religijna jest sakralna. I kiedy pytamy o miejsce konkretnego obrazu w kościele, to jest pytanie o to, na ile w nim jest zawarty aspekt sakralności. To nie są rzeczy wymierne i to nie są rzeczy jednoznaczne.

Bardzo cenię sobie malarstwo Beaty Stankiewicz i myślę, że jej twórczość jest wyrazem wielkiego talentu, ale też jakiś bardzo głębokich przemyśleń czy przemodleń. I oczywiście to, co jest zaprezentowane w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej to są obrazy, używając takich tradycyjnych kategorii: świeckie, religijne, ale też i sakralne. I te ostatnie widziałbym w kościele, chociaż powtarzam, granica między nimi jest czasem cienka. Na przykład Mandylion, czy Zwiastowanie, które były namalowane w związku z konkursem organizowanym przez Teologię Polityczną. To są bardzo ciekawe obrazy, które mają w sobie coś, czego dzisiaj człowiek bardzo potrzebuje, a mianowicie pewien, powiedziałbym element kontemplacyjny, który zakłada ascezę. Ascezę formy. Jej sztuka nie jest przegadana, a myślę, że my dzisiaj w tym przegadanym świecie, wchodząc do wnętrza Kościoła, poszukujemy ciszy, w której możemy się spotkać z Bogiem. I osobiście z tego powodu cenię sobie Beatę Stankiewicz, ale też tych wszystkich artystów, którzy w swojej twórczości stosują,
nie zawsze nazwaną pewną kategorię ascetyczności, rezygnację z jakichś fajerwerków, które już zaczynają nam się nudzić. Wracając do Pani pytania, myślę, że we współczesnych kościołach bardziej oczekujemy tej ciszy i ascezy. Obserwuję nawet pewne nurty ikonoklastyczne wewnątrz Kościoła katolickiego. Przykładem może być Kościół Ojców Dominikanów pw. Przemienienia Pańskiego w Katowicach. To rodzaj modernistycznej architektury, bardzo oszczędnej, skromnej. Ale ten kościół jest właściwie, patrząc z perspektywy nawy głównej, pozbawiony jakichkolwiek religijnych odniesień, poza pewną aluzją, jakby krzyża, na głównej ścianie. Upodabnia to to wnętrze do wnętrza zborów kalwińskich. Osobiście nie jestem zwolennikiem takiego radykalizmu. Jest taki kościół trapistów w Czechach, w miejscowości Nowy Dwór, absolutnie ogołocony, co jest zrozumiałe w kontekście duchowości tego surowego zakonu, ale tam w środku jest maleńka figura Matki Bożej, która skupia uwagę. Myślę, że tego typu asceza jest nam dziś potrzebna.

B. S.

Kultura współczesna jest niezwykle bogata, ale i pełna sprzeczności i napięć. Jeden z takich podziałów biegnie pomiędzy ideą awangardowej modernizacji i postępu a rozmaicie definiowanym konserwatyzmem. Czy, jakby z założenia, „konserwatywny artysta chrześcijański” może być nowoczesny albo inaczej mówiąc „aktualny”?  Czy widzi Ksiądz Profesor miejsce w Kościele XXI wieku dla artystów posługujących się np. nowymi technologiami?

M. J.

Ten podział w naszej kulturze, a za tym idzie również i w sztuce, i w sztuce religijnej na konserwatystów i postępowców, wydaje się bardzo istotny dla zrozumienia współczesności. On się ujawnia z całą mocą już w dobie XIX-wiecznej awangardy, tych kierunków, począwszy od impresjonizmu, które biorą sobie za cel, jeden z celów, stworzenie zupełnie nowego sposobu widzenia i nowej sztuki, biorąc w nawias to wszystko, co było. I tworzą bardzo istotne napięcie. Myślę, że to jest napięcie twórcze. Podobnie zresztą jest w samym Kościele, w którym istnieją zawsze wierni o nastawieniu bardziej retrospektywnym, powiedzmy konserwatywnym, i tacy, którzy patrzą w przyszłość, no i czasem sami siebie nazywają właśnie „postępowcami”. To są rzeczy komplementarne, w samochodzie musi być silnik i hamulec, bo bez pierwszego auto nie pojedzie, a bez drugiego się rozwali. Więc to jest rzecz, która jest twórcza i potrzebna, a z drugiej strony myślę sobie, że ten podział jest względny i że granica gdzieś indziej zupełnie przebiega. Można być w jednej dziedzinie konserwatywnym, a w innej postępowym, jest to bardzo złożone zjawisko. W każdym razie sztuka sakralna oczywiście plasuje się bardziej po stronie po stronie konserwatyzmu. Natomiast to wielkie pole sztuki religijnej, niesakralnej, będzie chętnie zajmowane przez artystów, którzy widzą siebie właśnie w awangardzie, to słowo „awangarda” już jest terminem historycznym, ale w postawangardzie czy w postpostawangardzie. Co do nowych technik ja myślę, że każde eksperymenty, jeśli mówimy o sztuce religijnej, mogą być interesujące. Natomiast mam pytanie, czy te eksperymenty nadają się do Kościoła, czyli czy one mają w sobie pierwiastek sakralny? Pewnie trzeba by rozmawiać o konkretnych przykładach, bo nie chcę „wrzucać wszystkiego do jednego worka”, ale mam wrażenie, że tak zwane nowe techniki mogą i praktycznie już są obecne w sztuce religijnej. Natomiast ich wstęp do Kościoła napotyka na trudności i myślę, że w wielu wypadkach są to trudności uzasadnione.

B. S.

Kiedy ksiądz biskup mówił o tych dylematach, mnie przeszedł na myśl współczesny teatr. Zauważyłam na krakowskich scenach w ostatnim czasie nagminne wprowadzanie nowych mediów w postaci projekcji obrazów, tekstów i użycia efektów stroboskopowych. Nie mogę zaakceptować takiej mocnej ingerencji technologii, która wprost stara się zastąpić scenografię czy grę aktorską. W przypadku teatru decyduje o tym reżyser. Być może aktorom także ten kierunek zmian nie odpowiada.

Ale wracając do współczesnej sztuki, dostrzegam u wielu artystów takie pragnienie, by przynależeć do Kościoła nie tylko jako wierni, lecz również razem ze swoją twórczością. Czują się dobrze w tej przestrzeni i chcieliby być obecni w niej także w kontekście Liturgii. Galeria czy muzeum im nie wystarcza. Wydaje mi się, że to co proponują jest przemyślane, przemodlone.

M. J.

Tak, ja myślę, że dla artystów, którzy się identyfikują z chrześcijaństwem i z Kościołem nie ma większego zaszczytu i nobilitacji niż stworzyć dzieło do świątyni, które nie będzie tylko przedmiotem podziwu artystycznego, ale będzie pomagało w modlitwie. Co więcej taki artysta może mieć nadzieję, a czasem nawet pewność, że to dzieło w tym konkretnym kościele przetrwa jego synów, jego wnuków, bo Kościół ma też zdolność gromadzenia dzieł z przestrzeni całej historii. Nie znajdziemy tego nigdzie indziej. Wystarczy przejść się po naszych kościołach w Warszawie. Gdzie znaleźć historię, która się nawarstwia od średniowiecza? Nie w pałacach, nie w dworach, bo tam się ciągle wszystko zmieniało, ale w kościołach. Z tego punktu widzenia sztuka współczesna w kościele, zarówno współczesnym jak i dawnym, jeżeli jest naprawdę dobra, ma szansę na to co Szkoła Annales nazywa „długim trwaniem”.

B. S.

Wrócę jeszcze do tego kręgu Kościoła współczesnego, z którym artysta się kontaktuje. Jest Ksiądz Biskup pedagogiem nie tylko na uczelni świeckiej. Pracował Ksiądz przecież także z klerykami w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie. Czy Seminaria spełniają dobrze swoją rolę, czyli czy skutecznie przygotowują  księży do tego, by cenili sobie wartość dziedzictwa poprzednich pokoleń twórców i by mądrze, z wrażliwością, potrafili zapraszać współczesnych twórców do współpracy. Czy widzi Ksiądz potrzebę zmian na tym polu?

M. J.

No tak, dziękuję za to pytanie, bo to jest sprawa, która mi bardzo leży na sercu. Ja sam od lat wykładam w Seminarium Duchownym w Warszawie, a miałem doświadczenie pracy w innych seminariach diecezjalnych i zakonnych. No i to jest też temat mojego rachunku sumienia, nieustannego, na ile ja dobrze przygotowuję duchownych w ramach zajęć z historii sztuki. A Sobór w Konstytucji o Liturgii nakazuje, aby historia sztuki była w tak zwanym ratio studiorum, czyli w programie nauczania seminaryjnego. Na ile ja to spełniam? Powiem może teraz bardzo takie osobiste, moje przemyślenie, że chyba za bardzo jako historyk sztuki skupiam się na historii sztuki dawnej, a za mało na tym, co jest teraz. Oczywiście, chodzimy do Muzeum Diecezjalnego. Ja czasem zapraszam jakiś współczesnych artystów. Ale to jest mało. Druga rzecz, która się wiąże z formacją przyszłych księży to jest potrzeba obudzenia szacunku i odpowiedzialności za wielkie patrymonium artystyczne, z którym będą mieli do czynienia pracując w kościołach zabytkowych. Pewne zasady postępowania w tej materii muszą być muszą być im znane. A jak to w praktyce wygląda? Myślę, że różnie i że tak naprawdę bardzo dużo zależy od tego, z czym kandydat już przychodzi do seminarium, w jakim środowisku wyrastał, jakie miał doświadczenia. Seminarium może pewne zainteresowania pogłębić, rozbudzić, ale wrażliwości na piękno nie da się nauczyć. Można zdać egzamin na piątkę z historii sztuki, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Jest to taka bardzo delikatna materia. Zauważam, że na przykład u dominikanów, z którymi miałem do czynienia długo dla nich wykładając na studiach, kiedy były w Warszawie, ta sprawa ma się lepiej, ponieważ oni na ogół wywodzą się ze środowisk duszpasterstw akademickich i już wnoszą z doświadczeniem wiary również pewne doświadczenie estetyczne. Tutaj muszę powiedzieć, że dominikańskie kościoły, no chyba prawie wszystkie, to są takie kościoły, gdzie rzeczywiście można się modlić, nie zamykając oczu. Więc ci kandydaci, którzy wzrastają w tym środowisku, oni już tę wrażliwość w sobie mają, co nie zawsze jest obecne w seminarium duchownym, gdzie przecież klerycy przychodzą z różnych miejsc, z różnych środowisk, często pozbawionych jakiejkolwiek wrażliwości estetycznej.

B. S.

Moje ostatnie pytanie dotyczy właściwie tego, o czym mówiliśmy na początku.
Artyści, historycy sztuki, teoretycy sztuki na różne sposoby szukają bliskości z Kościołem i ona jest na pewno na różnych poziomach budowana, na przykład w ramach różnego rodzaju konkursów. I czy jest jakaś szansa na to, żeby ta współpraca się intensyfikowała?

Może dobrym krokiem byłoby powołanie specjalnej nagrody dla twórców albo stworzenie rezydencji artystycznych w miejscach ważnych dla kultury chrześcijańskiej? Czy Rada ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego ma w swojej agendzie wspieranie takich inicjatyw?

M. J.

Kiedy zostałem przewodniczącym tej Rady, miałem od samego początku taką ambicje czy ideę, żeby stworzyć taką nagrodę. Nawet pan profesor Kazimierz Gustaw Zemła zaprojektował już statuetkę nawiązującą do tradycji Arbor Vitae czyli Drzewa Życia. Więc ta statuetka w gipsowym modelu u mnie jest, natomiast niestety to wszystko się rozbiło o brak funduszy, ponieważ Rada dysponuje budżetem 0 zł, a ja nie jestem takim typem managera, który potrafiłby szukać pieniędzy. W ogóle nie umiem tego robić, wiem, że to jest jakiś duży mankament, bo taka nagroda byłaby bardzo potrzebna i liczę na to, że może mój następca dokona tego, czego ja nie zrobiłem. Statuetka już jest i taka nagroda byłaby bardzo, bardzo potrzebna. Co do tych rezydencji to ten pomysł właściwie Pani mi podpowiedziała, by ja o tym nie myślałem i teraz tak głośno sobie myśląc, to już jakoś istnieje, w mikroskali, na przykład u benedyktynów w Tyńcu. Istnieje tam takie miejsca spotkania, warsztaty dla artystów. Wiem, że dominikanie też to robią. Natomiast rzeczywiście można by o tym pomyśleć z perspektywy Episkopatu i Rady do Spraw Kultury. Dziękuję za tą podpowiedź.
Natomiast odpowiadając na Pani pytanie szerzej, chcę tak mocno podkreślić, że istnieje dziś bardzo dużo ciekawych inicjatyw w obrębie Kościoła. Kiedy mówimy o mecenacie Kościoła, to trzeba pamiętać, że nie będzie to taki sam mecenat jak w dawnych wiekach, kiedy biskup dysponował gigantycznym majątkiem i mógł fundować świątynie, zatrudniać malarzy, muzyków, literatów. To już nie wróci i nie wiem, czy akurat mamy tego żałować. Natomiast pojęcie Kościoła znacznie się poszerzyło, a raczej może wróciło do tego ewangelicznego, czyli wspólnoty wiernych. I w tym zakresie pojawia się bardzo dużo inicjatyw wewnątrz Kościoła, chociaż niehierarchicznego, które są takimi jaskółkami zwiastującymi wiosnę. Na przykład OKSSa, czyli Ogólnopolski Konkurs Sztuki Sakralnej, zorganizowany właściwie przez jedno małżeństwo, które już stworzyło 2 edycje tego naprawdę mądrego i ciekawego wydarzenia. Jako jeden z jurorów, jestem pod dużym wrażeniem rozmachu i poziomu artystycznego prac nadsyłanych na te konkursy. Istotne są też inicjatywy wielu muzeów diecezjalnych. Wspomniała Pani o tej wystawie Beaty Stankiewicz w naszym Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Tam się dzieje mnóstwo bardzo ciekawych wystaw sztuki współczesnej, które też tworzą pewną przestrzeń dialogu i zawiązania środowiska. Takich muzeów w Polsce, aktywnych i otwartych na współpracę z artystami, mamy kilkanaście.
Wspomniany już pomysł Teologii Politycznej – malowania tajemnic różańcowych – też zainicjowany z rozmachem, bo rozpisany na 20 lat, też wpisuje się w taki mecenat Kościoła, ale nie w sensie Kościoła hierarchicznego, tylko właśnie wiernych, którzy finansują je z własnych środków.

B. S.

Myślę, że są to bardzo cenne inicjatywy oddolne. W przypadku tego projektu, o którym Ksiądz wspomniał, te 20 lat wydawać by się mogło bardzo długim okresem, jednak patrząc na przykłady z historii sztuki np. budowy katedr, to tylko chwila.
Dobrze, że Ksiądz odwołał się do zjawiska mecenatu. W ostatnich dekadach zaczęto zastępować to pojęcie sponsoringiem, wskazując, że chodzi tylko o pieniądze, że nie ma żadnej idei w tym geście wspierania sztuki. A te przykłady pokazują, że są po prostu ludzie zaangażowani, zależy im na wspieraniu inicjatyw, które służą rozwojowi ich samych i ich rodzin. Zwykle zyskują środki zewnętrzne na te projekty. W działalności muzeów, o których tu mowa, czyli diecezjalnych i archidiecezjalnych, zauważam natomiast obecnie ciekawy trend, włączania sztuki współczesnej w obręb stałych kolekcji lub obok nich. Byłam zaskoczona obecnością malarstwa Zdzisława Beksińskiego
z kolekcji Anny i Piotra Dmochowskich w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Jest to artysta, który posługuje z motywami z religii chrześcijańskiej, ale deklarował się jako ateista. Myślę, że to połączenie sacrum i profanum może dać ludziom, którzy zewnątrz przybywają, okazję do pogłębionej refleksji.
Bardzo dziękuję Księdzu Biskupowi za tą inspirującą rozmowę.

POST COMMENT

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *